Polish English French German Hebrew Italian Japanese Portuguese Russian Spanish

Tragikomedia wiejska w trzech odsłonach

Więcej
13 lata 7 miesiąc temu #497 przez JacKo
No cóż, nie tak to miało być. Ten tekst powstał z myślą o publikacji w „naszym Magazynie Gminnym”. Niestety wiem już, że tam się nie ukaże. Ponoć nie ma miejsca, a Redakcja otrzymuje tak wiele listów, że nie jest w stanie wszystkich publikować ?! Zatem korzystam z uprzejmości internetowego „Niezależnego Forum Mieszkańców”. Cieszę się, że takie Forum istnieje. Tekst, który skierowałem do „Magazynu Gminnego” pozostawiam w oryginale, bez żadnych zmian. Jednakże nadmieniam, iż stanowi on swoistą odpowiedź na komentarz Pana Wójta w numerze marcowym i wydarzenia, które poprzedziły, a także były następstwem mojej publikacji zatytułowanej „Zdrowa woda, życia doda”.

„Tragikomedia wiejska w trzech odsłonach”.
Część I: „Piec od wójta, czyli historia jednego spotkania”.

Dlaczego w trzech odsłonach, ano trochę się tego nazbierało i jak na jeden numer „Magazynu” byłoby zapewne nieco za dużo tekstu. Stało się tak, ponieważ przygotowanego do publikacji w numerze kwietniowym materiału, postanowiłem nie przesyłać do Redakcji. W obliczu tragedii smoleńskiej, uznałem że nie wypada (pewnie to był błąd, bo nawet w tym numerze pojawiła się zaczepka pod moim adresem – str. 5, ramka). Później była powódź, która niestety nie ominęła także naszej Gminy. Znów byłaby to niezbyt właściwa pora. Teraz kończą się wakacje, a z nimi tzw. „sezon ogórkowy”. To chyba wreszcie dobry moment aby powrócić na łamy naszego „Magazynu Gminnego”. Zazwyczaj starem się dotrzymywać słowa i skoro obiecałem, że jeszcze się tu pojawię, to i jestem.
Najpierw kilka słów do Szanownej Młodej Redakcji. Otóż musicie się Państwo zastanowić czego właściwie chcecie. W numerze ze stycznia br. piszecie, że „Magazyn” jest czasopismem wszystkich mieszkańców i zapraszacie do pisania, a w numerze marcowym, po publikacji mojego tekstu, pojawia się nagle w stopce redakcyjnej następująca informacja (wcześniej oczywiście jej nie było): „Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów, korekty, edycji nadesłanych a niezamówionych materiałów, a także do publikacji materiałów w dogodnym dla redakcji czasie i kolejności oraz niepublikowania materiałów bez podania przyczyny”. Notabene, stylistyka tego zdania pozostawia wiele do życzenia, ale rozumiem, Młoda Redakcja mogła być nieco zdenerwowana. Zresztą nieważne, myślę że i tak wszyscy wiedzą o co chodzi. Niezależnie od szczerości intencji, jedno w tym styczniowym zaproszeniu jest prawdziwe, „Magazyn” z pewnością jest czasopismem wszystkich mieszkańców, bo z ich pieniędzy (w domyśle patrz: pieniędzy publicznych) jest finansowany. Chyba, że się mylę? Tyle tytułem wstępu, a teraz do rzeczy.
Po pierwsze, Szanowny Panie Wójcie (zwracam się do Pana, ponieważ to Pan opatrzył „swoistym komentarzem” mój marcowy tekst) podkreślam słowo „tekst” bo to nie był żaden list. Skorzystałem z zaproszenia Redakcji i napisałem o problemie, który wydał mi się istotny z punktu widzenia naszej, bestwińskiej społeczności. Czy była tam krytyka Pańskiej działalności? Jest takie powiedzenie o stole i nożycach. Teraz przekonuję się, że jest w nim wiele prawdy.
Czy „Magazyn Gminny” jest tubą propagandową? Ależ oczywiście, że jest. Każdy tego typu periodyk pełni taką rolę. I wiem co piszę, ponieważ w „firmie”, w której pracuję sam redaguję „Biuletyn Informacyjny”. Jest tylko pewna subtelna różnica, to ja jako redaktor naczelny zwracam się do naszych zacnych czytelników we wstępie od redakcji (nigdy szefowi mojej „firmy” nie przyszło do głowy aby w tej roli mnie zastępować), no i zupełnie inne są zasady finansowania „naszej tuby”. Zresztą co tu dużo dywagować na ten temat, odsyłam do felietonu Pani Wandy Then w nr 31 z 6.08.2010 r. w „Tygodniku Powiatowym – Bielsko Biała” (str.2 - „PR za naszą kasę”), dodatku do wydania piątkowego „Polska The Times – Dziennik Zachodni”. Jakby też na ten temat, więc nie jestem sam, jest nas już dwoje? A dla potwierdzenia tego co napisałem w marcu, proponuję czytelnikom „Magazynu Gminnego” policzyć na iluż to zdjęciach w tym właśnie numerze znalazł się „najważniejszy organ wykonawczy naszej Gminy”. Doszło już nawet do tego, że w zapowiedzi marcowego wydania „Magazynu” jaki ukazał się w „Kronice Beskidzkiej” nr 13 z 1 kwietnia br. (str. 4) pojawił się następujący zapis: „... na ostatniej stronie (chodzi oczywiście o nasz „Magazyn Gminny”) fotograficzna prezentacja zdobywców nagrody wójta za osiągnięcia w promocji gminy”. Czyje zatem były te nagrody? Bo na ostatniej stronie marcowego numeru stoi jak byk: „Nagrody Rady Gminy Bestwina za osiągnięcia w promocji Gminy w roku 2009”.
Teraz nieco o stopniowaniu: ważny, ważniejszy, najważniejszy. Otóż w art. 26 ustawy o samorządzie gminnym ustawodawca zapisał, że „organem wykonawczym gminy jest wójt”, nie ma tam nic o jego „ważności”. Z kolei art. 30 tej samej ustawy mówi o tym, że „wójt wykonuje uchwały rady gminy i zadania gminy określone przepisami prawa”, a następnie enumeratywnie wymienia te zadania. Można tam oczywiście doszukać się, interpretując przepis, reprezentowania gminy na zewnątrz. Ale katalog tych zadań jest znacznie, znacznie rozleglejszy. Ja na przykład wolałbym, żeby zamiast tak „aktywnie reprezentować”, pomyśleć co nieco o porządkach na terenie naszej Gminy, popatrzeć jak wygląda centrum naszej wsi, zajrzeć czasami do lasu (o porządkach i „gospodarzeniu” będzie co nieco w odsłonie trzeciej).
Wiem, wiem, miało być o piecu. Ale zanim o piecu, wrócę jeszcze do zagadnienia związanego z władzą i jej „ważnością”. Gdyby nie jej arogancja, hipokryzja, zakłamanie i obłuda, siedziałbym sobie spokojnie i nigdy nie brałbym się za tę pisaninę. Nie cierpię tej arogancji i chamstwa. Traktowania nas jak idiotów.
Ano właśnie, władza. Czy wiecie Państwo, do kogo w tym kraju tak naprawdę należy „najważniejsza władza”? Do Was.
„Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu” - ar. 4 Konstytucji RP.
„Mieszkańcy gminy podejmują rozstrzygnięcia w głosowaniu powszechnym (poprzez wybory i referendum) lub za pośrednictwem organów gminy” – art. 11 ustawy o samorządzie gminnym. Komentarz do tego przepisu jest aż nadto czytelny - „Mieszkańcy gminy – zgodnie z art. 1 wspomnianej ustawy - tworzą wspólnotę samorządową, w związku z czym należy ich uznać za pierwotny i podstawowy podmiot władzy w gminie, a zatem komentowany przepis jednoznacznie wskazuje, że to mieszkańcy gminy sprawują władzę (podejmują rozstrzygnięcia) w gminie.
Nie dajcie się otumaniać, korzystajcie z tych praw. Wrzucając kartkę do urny wyborczej podejmujecie decyzje i rozstrzygnięcia kluczowe zarówno dla kraju jak i dla lokalnej społeczności, samych siebie. Mam nadzieję, że będziecie o tym Państwo pamiętać.
Dlatego też „Szanowna, Najważniejsza Władzo Wykonawcza w Naszej Gminie”, czy się to Panu podoba, czy nie, mam prawo do wyrażania swoich opinii i uwag. Zwłaszcza podczas takiego spotkania jak zebranie wiejskie.
I tu „dochodzimy wreszcie do pieca”. Czegóż to ja chcę, o co te pretensje? Przecież dostałem piec, a właściwie to dofinansowanie na zakup nowego, ekologicznego pieca CO. Więc powinienem siedzieć cicho i w ogóle się nie odzywać. Tak byłoby dobrze, „Panie najważniejsza władzo wykonawcza w Gminie” ?
Problem tylko w tym, że to nie Pan ufundował mi ten piec. Jak wielu mieszkańców gminy (ponoć 300) w odpowiednim czasie złożyłem stosowne dokumenty i widocznie spełniłem wymagane kryteria skoro przyznano mi , takie samo zresztą jak innym, dofinansowanie. O piec specjalnie nie zabiegałem. Nikogo nie nagabywałem aby to właśnie mnie wybrano i pozwolono uczestniczyć w realizowanym programie. Notabene, ja też do tej inwestycji dołożyłem trochę z własnej kieszeni. To chyba dobrze, że wykazałem się aktywnością. Ja zyskałem nowy piec, a dzięki temu powietrze nad Bestwiną jest czystsze? Bo jak rozumiem, to przecież o to właśnie chodzi. Wszak bez aktywności mieszkańców niewiele udałoby się zrobić. Chyba, że... ano właśnie. Po co komu aktywność obywatelska. Obywatel przydaje się tylko podczas wyborów.
Nie jest też oczywiście prawdą, że jesteśmy jedną z nielicznych gmin w regionie, która realizowała program niskiej emisji. Jest tych gmin całkiem sporo, wiele z nich uczestniczyło w programie dużo, dużo wcześniej. Zresztą pieniądze na działania ekologiczne pozyskuje się stosunkowo łatwo (wiem, bo w „firmie, w której pracuję, dzięki takim dofinansowaniem poczyniliśmy całkiem sporo „ekologicznych inwestycji”). Zastanawia co innego, dlaczego w realizacji programu „pośredniczyła” firma „Kombest”, pobierając za to „stosowną prowizję”. Jak się okazuje były gminy, gdzie taki pośrednik nie był potrzebny. Wybierałem się w tej sprawie nawet na sesję Rady Gminy, ale jakoś nie dotarłem. Niestety, kolejny błąd. O tym jak wyglądał mój ogród po „modernizacji sieci wodociągowej” przez „Kombest” nie będę już pisał. Szkoda słów.
A zatem Panie Wójcie, to w jaki sposób, publicznie, wypomniał mi Pan ten piec CO podczas marcowego zebrania wiejskiego w Bestwinie jest właśnie takim przejawem arogancji i chamstwa ze strony władzy. Nie wspominając już o „zamykaniu ust” przy „użyciu” własnego zięcia. Takie nasze, małe bestwińskie „Ranczo”. Na teraz to tyle.
W następnej odsłonie może jeszcze trochę o zebraniu wiejskim, publicznych pieniądzach, dzwonie i medalach, „ważeniu słów”. No i oczywiście o zięciu ... Jacek Kosmaty

PS. Mam nadzieję, że na tę drugą część „Tragikomedii wiejskiej ...” znajdzie się już miejsce w „Magazynie Gminnym”.

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Czas generowania strony: 0.168 s.
Do góry